fot. PKO Ekstraklasa
Fatalny początek drugiej rundy
Od porażki 1:3 z Lechią w Gdańsku piłkarze ŁKS rozpoczęli rundę rewanżową w PKO BP Ekstraklasie. Gościom inwencji i chęci do gry starczyło na dwadzieścia minut. Z każdą kolejną stawali się tłem dla gospodarzy, którzy jedynie dzięki bardzo wnikliwym analizom VAR nie wygrali w wyższych rozmiarach.
- Rozgrywaliśmy bardzo dobre spotkanie, ale tylko do straty pierwszej bramki – podsumował trener ŁKS Kazimierz Moskal. Wspomnianego gola goście stracili już w 23. minucie i w tym momencie praktycznie przestali grać. Wcześniej mieli chwilę radości, bo po trafieniu Jana Sobocińskiego od dziewiątej minuty byli na prowadzeniu. Później mieli jeszcze dwie doskonałe okazje do podwyższenia wyniku, jednak ich nie wykorzystali. Zawiódł m.in. Dani Ramirez, który w sytuacji sam na sam z bramkarzem strzelił niecelnie. Później Hiszpan pod własnym polem karnym postanowił zagrać piętą, w efekcie czego ŁKS stracił piłkę, a chwilę później Lukas Haraslin doprowadził do remisu. W 28. minucie Flavio Paixao bez problemów ograł Sobocińskiego i Lechia objęła prowadzenie. Ten sam zawodnik cztery minuty po zmianie stron przelobował Arkadiusza Malarza i było już 3:1. Później Lechia zdobyła jeszcze dwa gole, które jednak po długich analizach VAR nie zostały uznane, gdyż zawodnicy z Gdańska byli na kilkucentymetrowych spalonych. Dzięki analizie video zostały również anulowane decyzje o rzucie karnym dla gospodarzy i żółtej kartce dla Patryka Bryły. Bez wsparcia nowoczesnej technologii ŁKS wróciłby więc do domu z jeszcze większym bagażem bramkowym. Skończyło się na porażce 1:3, po której łodzianie tracą już cztery punkty do miejsca dającego utrzymanie.
Po szesnastu meczach podopieczni Moskala mają na koncie jedenaście oczek i zajmują przedostatnie miejsce w tabeli. Tyle samo zgromadziła zamykająca stawkę Wisła Kraków. W następnej serii spotkań ŁKS podejmie piątą w klasyfikacji Cracovię (1 grudnia, godz. 15).