fot. logo F1L
GKS traci dystans
Coraz gorzej wygląda sytuacja piłkarzy GKS Bełchatów. Po porażce 0:1 z ŁKS zespół z ulicy Sportowej zamyka tabelę Fortuna 1. Ligi i ma coraz większą stratę do wyprzedzających go drużyn. W 23. kolejce do fatalnej sytuacji podopiecznych Marcina Węglewskiego przyłożył się też Widzew, który w Sosnowcu przegrał 0:3 z przedostatnim do tej pory Zagłębiem.
Na stadionie przy al. Unii Lubelskiej 2 spotkały się dzisiaj zespoły mające przysłowiowy nóż na gardle. Goście desperacko walczą o utrzymanie, a gospodarzom wymyka się z rąk lokata dająca bezpośredni awans do ekstraklasy. Po czwartkowych zwycięstwach Górnika Łęczna i GKS Tychy gracze ŁKS spadli na czwartą lokatę i mieli cztery punkty straty do drugiego miejsca. Nic więc dziwnego, że w starciu z bełchatowskim outsiderem łodzian interesowało wyłącznie zwycięstwo. I ostatecznie sięgnęli po trzy punkty, choć wygrana nie przyszła im łatwo. Goście nawet w osłabionym składzie nie oddawali pola i z determinacją walczyli przynajmniej o remis. Od 50. minuty GKS musiał grać w dziesiątkę, bo po drugiej żółtej kartce bosiko musiał opuścić Maciej Mas. Gospodarze długo nie potrafili jednak wykorzystać liczebnej przewagi. Sztuka ta udała im się dopiero na trzy minuty przed końcem meczu, gdy Antonio Dominguez wykorzystał rzut karny podyktowany za zagranie ręką.
- Czułem, że możemy dzisiaj zapunktować. Widziałem to też po pierwszej połowie, po której nie przypominam sobie sytuacji, mogącej nas zaniepokoić. Niestety, plan na mecz pokrzyżowała nam czerwona kartka na początku drugiej połowy. Weszliśmy w nią bardzo dobrze, podeszliśmy wysoko i od razu w pierwszej akcji byliśmy w polu karnym ŁKS. Margines błędu dla nas już się wyczerpał. Jeśli myślimy o utrzymaniu w 1. lidze, to musimy teraz tylko i wyłącznie wygrywać. Takich meczów nie możemy przegrywać. Potrzebujemy troszeczkę boiskowego cwaniactwa. Jest takie powiedzenie, że trybuny bramki ci nie strzelą. Mogliśmy to wykorzystać i te trzy minuty wytrzymać. Zapłaciliśmy frycowe. Mamy młody zespół, który jest w budowie i prawdopodobnie to spowodowało, że nie do końca poszła dobra komunikacja i straciliśmy bramkę po rzucie karnym. Jest złość, bo wiemy doskonale, że tego meczu nie powinniśmy przegrać, bo nawet po czerwonej kartce ten mecz był pod naszą kontrolą. Coś w tym jest, że mecze z kandydatami do awansu przegrywamy w taki sposób. Nie mogą nam strzelić bramki z akcji, ale strzelają po stałych fragmentach. To boli bardzo. Mam nadzieję, że przekujemy to w sportową zlość i w następnym meczu zdobędziemy trzy punkty - powiedział po spotkaniu trener GKS Marcin Węglewski.
- Paradoksalnie uważam, że dużo lepiej graliśmy, gdy było po jedenastu. Po tej pierwszej połowie jest pewien niedosyt. Musimy jednak poprawić ostatnie podanie. Czerwona kartka spowodowała, że goście grali na dwudziestym metrze całym zespołem. Zabrakło momentami spokoju. Coraz szybciej chcieliśmy jednym podaniem przedostać się w pole karne, a przeciwnik wybijał nas z rytmu. Presja czasu trochę goniła zespół. Uważam, że rzut karny powinniśmy mieć wcześniej, ale po bramce mieliśmy jeszcze dwie sytuacje. W końcówce zrobiło się jednak nerwowo. Mam nadzieję, że zespół złapie teraz trochę pewności siebie - podsumował szkoleniowiec ŁKS Ireneusz Mamrot.
Po tym spotkaniu ŁKS wrócił na trzecie miejsce w tabeli. Podopieczni Mamrota mają 43 pkt. - jeden mniej od wicelidera z Łęcznej i cztery mniej od prowadzącego w rozgrywkach Bruk-Betu Termalica. Zespół z Niecieczy ma jednak jeszcze do rozegrania dwa zaległe mecze. Czwarte miejsce zajmuje GKS Tychy (41 pkt.), piąty jest Radomiak (40), a szósta Arka (35). Zespoły z Radomia i Gdyni mają po jednym zaległym spotkaniu.
Na siódmej pozycji jest Widzew, który nie wykorzystał szansy wskoczenia na pozycję dającą prawo do gry w barażach o ekstraklasę. Zespół prowadzony przez Enkeleida Dobiego doznał wysokiej porażki z przedostatnim zespołem rozgrywek, co z pewnością popsuło humory kibicom z al. Piłsudskiego. W starciu z Zagłębiem przyjezdni nie mieli wiele do powiedzenia. Piłkarze z Sosnowca już po niespełna pół godzinie gry prowadzili 2:0. Obie bramki zdobył Quentin Seederf, który na listę strzelców wpisał się w 22. i 25. minucie. Wynik na 3:0 w 57. minucie ustalił Joao Oliveira.
- Powiem krótko. Gratulacje dla Zagłębia za wygrany mecz. Dla nas to jest kompromitacja. Dawno nie rozegraliśmy tak słabego spotkania. Odpowiedzialność biorę na siebie. Może nie trafiłem ze składem? Teraz będziemy mieli dwa dni wolnego i myślę, że każdy będzie miał czas na przeanalizowanie tego, co się stało. Na gorąco nie mogę po tym meczu powiedzieć nic pozytywnego - stwierdził Dobi.
Dzięki tej wygranej Zagłębie awansowało na piętnaste miejsce i ma już trzy punkty przewagi nad GKS. Bełchatowianie z dorobkiem szesnastu oczek są na pozycji osiemnastej, a do przedostatniej Resovii Rzeszów tracą dwa punkty. Zespół z Podkarpacia 10 kwietnia o godz. 15 rozpocznie w Rzeszowie mecz z ŁKS. Godzinę później w Bełchatowie do walki staną zawodnicy GKS i Stomilu Olsztyn. Inauguracja 24. kolejki nastąpi jednak dzień wcześniej na stadionie przy Piłsudskiego, gdzie Widzew zmierzy się z Puszczą Niepołomice (godz. 17.40).