fot. PKO Ekstraklasa

Jak Kmicic w Potopie

Porażką 2:4 z krakowską Wisłą piłkarze ŁKS zakończyli tegoroczne występy w PKO BP Ekstraklasie. Łodzianie spędzą zimę na ostatnim miejscu w tabeli i trzeba szczerze powiedzieć, że w tej chwili nic nie wskazuje na to, że wiosną opuszczą strefę spadkową.


Kończ Waść, wstydu oszczędź – powiedział Andrzej Kmicic, gdy zorientował się, że w walce na szable nie jest w stanie dotrzymać kroku Michałowi Wołodyjowskiego. Te słowa z Potopu Henryka Sienkiewicza z pewnością towarzyszyły sympatykom ŁKS oglądającym konfrontację z Wisłą. Przed tym spotkaniem obie ekipy wspólnie zajmowały ostatnie miejsce w tabeli, ale w bezpośrednim starciu po raz drugi w tym sezonie zdecydowanie lepszy okazał się zespół z Krakowa. Pod Wawelem Biała Gwiazda pokonała łodzian 4:0, a przy al. Unii wygrała 4:2. Obie bramki dla gospodarzy strzelił z rzutów karnych Dani Ramirez. Jedenastki były podyktowane po zagraniach ręką. Pierwszą Hiszpan wykorzystał w 33. minucie, a drugą w doliczonym czasie gry.

Podopieczni Kazimierza Moskala od 13. minuty musieli sobie radzić w osłabionym składzie. Po stracie piłki przez Jana Sobocińskiego przed polem karnym Pawła Brożka nieprzepisowo zatrzymał Kamil Juraszek. Po analizie VAR za to zagranie obrońca ŁKS obejrzał czerwoną kartkę, a chwilę później Maciej Sadlok z rzutu wolnego pokonał Arkadiusza Malarza. W 43. minucie w szesnastce rywala faulował Kamil Rozmus, a jedenastkę na gola zamienił Jakub Błaszczykowski. Przed przerwą na listę strzelców się jeszcze wpisać Maksymilian Rozwandowicz, który po rzucie rożnym precyzyjną główką skierował piłkę do własnej bramki. Czwartego gola dla Wisły w 77. minucie zdobył Vullnet Basha. Po strzale zza pola karnego piłka leciała wprawdzie w kierunku Malarza, jednak golkiper ŁKS spóźnił się z interwencją i futbolówka nad jego głową znalazła drogę do siatki.

- Przegraliśmy z kretesem. Nawet jakbym wcześniej mógł sobie wyobrazić jak ten mecz będzie przebiegał, to chyba w najczarniejszych snach nie przewidziałbym takiego scenariusza. Nie mogliśmy gorzej zacząć spotkania niż od czerwonej kartki i straty bramki. Udało się doprowadzić do wyniku 1:1, ale trzeba było z nim dotrwać do przerwy. Gdyby to się udało, to może ten mecz inaczej by przebiegał. Znowu sprezentowaliśmy bramki przeciwnikowi. Sposób, w jaki te bramki tracimy to było takie podsumowanie tej rundy. Ciężko powiedzieć coś pozytywnego. Chcieliśmy zakończyć ten rok zwycięstwem i udać się na święta w lepszych nastrojach, a atmosfera w szatni była raczej nie przedświąteczna. Trudno cokolwiek więcej powiedzieć. Sytuacja jest bardzo trudna. Bez względu na to co się będzie działo najważniejsze jest jednak to, żeby od stycznia z czystymi głowami wejść w rundę rewanżową – powiedział Moskal.

W drugim czwartkowym meczu Lech w Poznaniu zremisował 1:1 z Arką Gdynia. Pozostałe spotkania 20. kolejki zostaną rozegrane w piątek i sobotę. Już teraz jednak wiadomo, że przerwę zimową ŁKS spędzi na ostatnim miejscu. Łodzianie mają na koncie 14 pkt. i do bezpiecznej strefy tracą aktualnie sześć oczek. Po zakończeniu tej serii spotkań ten dystans może się jednak zwiększyć.