fot. PKO Ekstraklasa
Jeszcze tylko dwa mecze
Piłka nożna jest przewrotna. Kibice ŁKS przez siedem lat z utęsknieniem oczekiwali powrotu swoich ulubieńców do ekstraklasy, a gdy to nastąpiło, oddaliby by wszystko, żeby rywalizacja na tym szczeblu już dawno się skończyła.
Trudno się im jednak dziwić, skoro ich ulubieńcy z wytrwałością godną lepszej sprawy śrubują wstydliwy rekord porażek w rozgrywkach ESA 37. Na dwie kolejki przed końcem sezonu mają ich już 24. Tyle też punktów dzieli ich od miejsca, które w bieżących rozgrywkach gwarantowało utrzymanie. Jeśli dodać do tego fakt, że w dotychczasowych meczach łodzianie zgromadzili zaledwie 21 oczek, a do przedostatniej drużyny w tabeli tracą ich jedenaście, to będziemy mieli pełny obraz sportowych dokonań ekipy z al. Unii.
Łodzianie już od dziesięciu kolejek nie potrafią pokonać żadnego rywala, a w tych meczach na 30 możliwych do zdobycia punktów wywalczyli tylko jeden! Dziewięć z tych spotkań rozegrali pod wodzą Wojciecha Stawowego. Przed meczem z Arką Gdynia, która również żegna się z ekstraklasą, klubowa strona ŁKS poinformowała, że gdy obecny opiekun łodzian przyjeżdżał do Gdyni walczyć o punkty, to nigdy nie przegrał z Arką. Dzisiaj już przed przerwą można było jednak przyjmować zakłady, że tym razem będzie inaczej. Po trafieniach Marcusa da Silvy (19), Michała Nalepy (41, z karnego) i Macieja Jankowskiego (45) gospodarze prowadzili 3:0. Od większych strat gości dwa razy uratował Arkadiusz Malarz, a raz pomogła poprzeczka. Po drugiej stronie boiska była jedna sytuacja bramkowa, ale na posterunku był Pavels Steinbors. Po zmianie stron przyjezdni zdołali zmniejszyć rozmiary przegranej - gole rezerwowych Samu Corrala (55) i Łukasza Sekulskiego (85) - lecz fatalnej serii nie przerwali.
W przedostatniej kolejce ŁKS zagra w Łodzi z Rakowem Częstochowa (14 lipca, godz. 20.30).