fot. PKO Ekstraklasa

Zgodnie z tradycją

Warszawska Legia nie należy do ulubionych rywali Widzewa. Zespół z al. Piłsudskiego w bieżącym stuleciu nie zdołał jeszcze pokonać stołecznej drużyny i na wygraną z tym zespołem będzie musiał jeszcze poczekać.


Kibice beniaminka PKO BP Ekstraklasy mieli nadzieję, że w 5. kolejce los się odwróci i ich ulubieńcom uda się wreszcie przerwać złą passę. Przełomu jednak nie było. Goście z Warszawy już przed przerwą wypracowali sobie dwubramkową przewagę, która w ostatecznym rozrachunku zagwarantowała im komplet punktów. 

W 30. minucie piłka trafiła do wbiegającego w pole karne Mattiasa Johanssona, który precyzyjnym strzałem lewą nogą pokonał Henricha Ravasa. Dwie minuty przed zakończeniem pierwszej połowy kolejna akcja prawą stroną zakończyła się zagraniem w pole bramkowe, gdzie Bartosz Kapustka uprzedził obrońców i z pięciu metrów posłał futbolówkę do siatki. 

Po zmianie stron gospodarze próbowali odwrócić losy spotkania, ale ich starania zakończyły się na golu kontaktowym. W dziesiątej minucie doliczonego czasu gry zdobył go Patryk Lipski. Wcześniej blisko wpisania na listę strzelców był Patryk Stępińki, który w 76. minucie skutecznie główkował po rzucie rożnym. Analiza VAR wykazała jednak, że zawodnik Widzewa był na pozycji spalonej i gol nie został uznany. W tej sytuacji późniejsze trafienie Lipskiego nie zagwarantowało nawet jednego punktu.

Widzewiacy nadal mają więc na koncie cztery oczka i przed pozostałymi meczami piątej kolejki zajmują dwunaste miejsce w tabeli. W następnym meczu 20 sierpnia ekipa z Piłsudskiego zagra w Grodzisku Wielkopolskim z poznańską Wartą. Początek spotkania o godzinie 20.