fot. logo F1L

Koniec nie zwieńczył dzieła

W finałowym meczu barażowym o awans do PKO BP Ekstraklasy piłkarze ŁKS na stadionie im. Władysława Króla przegrali 0:1 z Górnikiem Łęczna. Tym samym gospodarze dzisiejszego spotkania w kolejnym sezonie nadal będą występowali w Fortuna 1. Lidze, a goście grać będą w krajowej elicie.


Jeszcze rok temu drużyny z Łodzi i Łęcznej dzieliły dwie klasy rozgrywkowe. Zespół z al. Unii był w ekstraklasie, a Górnik walczył o punkty w 2. lidze. Po kilkunastu miesiącach w najważniejszym meczu sezonu beniaminek okazał się jednak lepszy od spadkowicza. Losy finału rozstrzygnęły się już w 12. minucie, gdy po dośrodkowaniu z prawej strony boiska Serhij Krykun uprzedził Macieja Wolskiego i strzałem z pola karnego pokonał Dawida Arndta. W dalszej części meczu łodzianie próbowali odrobić stratę, ale ich ataki były skutecznie rozbijane przez rywali. Górnik bronił się konsekwentnie i skutecznie, ale wyprowadzał też groźne kontry. Dużo zamieszania wprowadzały też stałe fragmenty gry, wykonywane przez przyjezdnych. Obie drużyny miały jeszcze swoje okazje bramkowe, lecz wynik już się nie zmienił. Po końcowym gwizdku sędziego dobrze znany w naszym regionie Kamil Kiereś mógł więc ze swoimi podopiecznymi świętować kolejny awans. 

- Miesiąc temu graliśmy tutaj z ŁKS mecz ligowy, po którym byłem na konferencji w podłym nastroju. Byliśmy w dołku. Może nie do końca sportowo źle wyglądaliśmy, ale mieliśmy problem z osiąganiem wyników. Na przełomie dziewięciu meczów zanotowaliśmy aż siedem remisów, co nie pozwoliło utrzymać wysokiego miejsca, jakie zajmowaliśmy po 23. kolejkach. Mieliśmy sporo urazów, absencje młodzieżowców, ale nie poddawaliśmy się. Pracowaliśmy i szukaliśmy też powrotu do gry dwoma napastnikami, bo większość punktów jesienią zdobyliśmy grając w taki sposób. Kiedy wykurowali się Paweł Wojciechowski i Bartek Ślączka, a Przemek Banaszak złapał formę, to był klucz do końcowego sukcesu. W oczach ekspertów nie byliśmy faworytem, ale to boisko decyduje o tym, jaka jest kolejność. W półfinale w Tychach parę dni temu zagraliśmy dobry piłkarsko mecz i pokazaliśmy dużo jakości nie tylko w defensywie, ale też tworzyliśmy fajne akcje ofensywne. Dzisiaj zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będziemy dominować w posiadaniu piłki. Na to spotkanie wróciliśmy do takiego pragmatyzmu, który cechował nas jesienią. W środku ustawiliśmy graczy bardziej odbierających piłki. Chcieliśmy zneutralizować zejście Pirulo do środka, więc zagęściliśmy tę strefę. Naszym mocnym elementem były stałe fragmenty i kontry przeprowadzane w zaplanowany sposób. Jedna z nich przyniosła nam bramkę i teraz możemy powiedzieć, że jesteśmy klubem ekstraklasy - podsumował Kiereś.

- Byliśmy zespołem dominującym właściwie przez cały mecz. Górnik był groźny w tych elementach, w których się spodziewaliśmy. Mecz przebiegał więc tak, jak chyba miał przebiegać. Górnik strzelił pierwszy bramkę, my próbowaliśmy na to odpowiedzieć. W drugiej połowie momentami dochodziliśmy do lepszych sytuacji, niż w pierwszej, ale żadnej z nich nie udało się zamienić na bramkę i marzenia musimy odłożyć - powiedział po meczu trener ŁKS Marcin Pogorzała

Sukces Górnika to ogromna niespodzianka, której przed rozpoczęciem sezonu chyba nikt się nie spodziewał. Beniaminek z Łęcznej do spotkań barażowych przystępował z najniższej, szóstej pozycji. Mimo na wyjazdach ograł najpierw trzeci w klasyfikacji GKS Tychy, a w finale okazał się lepszy od piątego ŁKS. W łódzkiej ekipie nie ukrywano, że po kompromitującym spadku z ekstraklasy zadaniem zespołu jest błyskawiczny powrót do tych rozgrywek. Tego celu nie udało się jednak zrealizować.